piątek, 19 października 2007

Poeta, poecie, z poetą...



Wczorajsze wieczorne spotkanie z panią Julia Hartwig z Czułym Barbarzyńcy, było tym wydarzeniem, o którym mieszkając w Warszawie, nie- warszawiak, marzy. Było to prawdziwe i bliskie spotkanie z człowiekiem, a nie kolejne minięcie z tysięcznym anonimowym tłumem przechodniów. Bo kto wie, ile poetów na co dzień przytulam w metrze, czy tramwaju (nie wchodząc w szczegół braku wyboru, w tym momencie komunikacyjnym).
Spokój. Wiersze czytane na głos przez samą autorkę, stonowane światło małych lampek, przytulne kanapy, zapach kawy i pyszne czerwone wino; jej opowieści o Paryżu, Nowym Yorku i dawnej Polsce… Życie wtedy znów pachnie.




Sztuka jest zaklinaniem istnienia

żeby przetrwałoale jej przestrzeń rozciąga się na niewidzialne

I jest inteligencją która żywioły skłócone

zjednuje podobieństwem

Jest rzeczą dzielną
bo szuka nieśmiertelności

będąc - jak wszystko - śmiertelną
Julia Hartwig.

Chciałabym móc więcej napisać o spotkaniu z tą poetką, a raczej Poetką, ale chyba innym razem, bo przez cale to spotkanie, patrząc na warkocz okalający główe pani H.(niczym u dziewczyny z reklamy moich ulubionych perfum Narciso Rodrigueza), myślałam o innej kobiecie. A raczej dziewczynie z małej wioski, pod moim małym miastem, gdzie się urodziłam. Ona też kiedyś miała taki warkocz. I choć nie zawijała go na głowie, ale puszczała wzdłuż pleców i wisiał tak, całą swoją kobiecością. Taką ją poznałam, taką ją znałam.
Pisała najpiękniejsze wiersze o najintymniejszych myślach kobiety, o Bogu i całym Jego stworzeniu, które zauważała częściej i jakoś… intensywniej niż ja.
Dziś ta dziewczyna nie ma już warkocza. A wiersze?
Nie znam…
Mam tylko cichą nadzieję, że nie obcięła ich tak, jak włosów.

Tęsknię za tamtą Poetką.

4 komentarze:

  1. aneta ja z zupełnie innej beczki.
    zadzwoń do mnie jak najszybciej!

    OdpowiedzUsuń
  2. obrastam
    w słowa
    jak
    w kwiecie
    jabłoń
    kochanka nieba
    modra
    i strojna
    a usta ma zamknięte
    dziuple powietrza
    umilczonego po brzegi

    woda w niej czuwa

    gdy uśnie spłakana
    pamięta że jest grobem
    brązowego ziarnka
    tańćzącą mogiłą

    przytula chłodnym cieniem
    rozpalone czoła
    staje się głoską
    Słowa w ustach Boga

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję. Jeden więcej dziś już znam...

    OdpowiedzUsuń
  4. ale tu ladnie
    dodaje do linkow

    trzeba sie bylo przyznac!

    OdpowiedzUsuń