czwartek, 31 stycznia 2008

By dać swoją muzykę dzieciom innego świata.

SMS
Jadłodajnia Filozoficzna

godz. 20.00

Pokaz zdjęć z mojej podróży po Azji.

Liczę, że będziesz.

Bartek.
















Jak powiedział, tak zrobił. Chociaż mi, skok na Azję wydawał sie planem dość dalekim do realizacji, szczególnie taki, który nie zakładałby obszerności środków materialnych i błyszczącej metalicznie karty mastercard.



Także pewnego jesiennego dnia, z pożyczonym aparatem- wyjechał. Opisy podróży- jeszcze z podróży, które wysyłał- przyprawiały o gęsią skórkę. Byłam zdumiona.

I zła.

Na siebie!

Za to, że nie mam w sobie tyle odwagi, co inni. A przecież Hawaje,Kolumbia, a przecież Japonia...

Odwagi tyle, co Pan Latawiec.
***
Pytanie dla studentów platformy e-learningowo- blogowej:
Jakiej muzyki słuchają na tych zdjęciach dzieci z Kambodży?
Prawidłowa odpowiedź punktowana stówką :)

środa, 30 stycznia 2008

"Dinozaury dino-dino piją słodkie wino-wino"













Wykopaliśmy z Mazgalkiem dinozaura wspólnie spędzanego czasu.

(Skojarzenia wykopaliskowe bardzo oczywiste jakoże miejsce pochodzenia mojego towarzysza podróży od piątku do poniedziałku włącznie- to okolice sławnego wykopaliska osady Gotów odkrytego przez prof. Kokowskiego. No może to nie dinozaury...

Nasz dinozaur wydaje się jeszcze starszy niż historia tej osady.)

Ale kiedy odsunęłyśmy złoża ziemi, delikatnym pędzelkiem oczyściwszy powierzchnię zrogowaciałej skóry, okazało się, że nasze stworzenie ma jeszcze wyczuwalny puls... Serce bije!


Wino

BIAŁE

pomarańcze

w plastrach

DUŻA

łyżka

MIODU

wszystko podgrzać

CELEBROWAĆ



Tematy oczywiste, jak na młode kobiety:

gospodarka wolnorynkowa, krach na giełdzie, słaby dolar, polityka zagraniczna Rosji...- wiadomo.


W miedzy czasie Anioł bez warkoczy (dla wnikliwych czytelników) zmajstrował ten cudny napój, a Anecie przypomniało się, że do północy musi wysłać pracę domową ze statystyki (tak, humaniści nigdy do końca nie mogą nimi pozostać). A mi juz wino w głowie zahuczało no i te tematy polityczno- gospodarcze. Ale nie! Nie poddam się!


Siadłam, zadanie w 15 minut zrobiłam, gdy zazwyczaj takowe zajmują mi godziny. I....wyślij!

M: Ale jakto? Dlaczego do północy jakieś zadanie?
A: Bo mam e- learning i nie muszę ze wszystkim co zrobię, biegać osobiście na uczelnię.
M: Kurcze, tez bym chciała mieć e- learning. Z W-F-u.


No i jak łatwo się domyślić, powaga sytuacji, zostawała utrzymywana przez cały wieczór.
Opowieści o moim przełożonym z letnich wypraw za mamoną, kiedy to tłumaczył mi jak mam czekać aż papryka zzielenieje od czerwoności (ponoć tak właśnie wygląda proces dojrzewania, aż się boję...) i temu podobne wspólne historie zarobkowe, kiedy się pracowało pod okiem elity silnie "intelektualnej" pewnego kraju.

Wcale nie wylewałam zawartości kieliszków, wcale nie zrzuciłam odtwarzacza dvd obrazując sytuacje pt."A ja, wbity w kąt".

Było nudno jak na obradach sejmowych i skończyło się chwile po tym, jak zaczęło.

Wcale nie było to genialnym preludium do całego weekendu.

Warszawa jest nudnaaaa.
Zwłaszcza z dinozaurami :)


(Bajka o zwłaszczy. Żaba jest zielona a zwłaszcza pod pachami.)

I jeszcze tylko pytanie za 100 punktów:
jakiego znanego polityka jest to zdjęcie obok? --->

czwartek, 24 stycznia 2008

MY WORK c.d.

Zabawa, kiedy pani Aneta przez dłuższą chwilę nie może uruchomić sprzętu grającego:


Anotoś (lat 6): Rozetnij mi głowę laserem.

Wiktor (również lat 6): Otwieram! Tssssyy....

Antoś: A teraz wyjmij mi mózg i włóż nowy.

Wiktor: Pac! Pac! No teraz to już jestes Marsjaninem! :)

Ta dam!








środa, 23 stycznia 2008

Radio Song

Nie byłabym w stanie tego zmyślić.

(Choć TEN powód mógłby znów się znaleźć, by pisać, nawiązywać do... ale już nie bawię się w podszepty zaczepne, bo nie umiem spadać na cztery łapy z sytuacji, które nimi generuję).



Nie potrafię dokładnie oszacować czasu. Kilka tygodni? Nie no może dwa. ZJAWISKO to trwa nieprzerwalnie, niczym rytuał każdego dnia. Tak, jak to, że zasypiam po pólnocy, że czytam Lessing przed tym, że rano parzę kawę w mojej kulawej kofetierce, jakby rutyna... Tylko, że TO nie ma swojej stałej pory i trwa zaledwie (zaledwie?!) te dwa tygodnie...

Pierwszy raz był po przebudzeniu. Ciężko było opuścić rzeczywistośc tak błogą, jaką miałam wyśniona tam, gdzies pod powiekami.


Trochę wrecz smutno było, że znów budzik, znów do pracy.

Włączyłam moje radio i byli tam. Dźwięk unosił się zupełnie tak samo radośnie, jak na wszystkich koncertach, jakie słyszałam i tak, jak na płycie, która przemieszcza się niemal samonośnie między książkami, zabawkami do przedszkola i innymi krążkami z muzyką i objawia sie za każdym razem kiedy ktoś przychodzi i chce posłuchać "coś nowego i inspirującego".



Ucieszyłam się. Tak jak najbardziej można się ucieszyć. Bo przecież znajomi, bo przecież tak dobre radio, może na prawdę im się uda. To była duża radość. Wstałam inna :)




Następnego dnia nocowałam u Marti. Nocne rozmowy, wino (kobiety i spiew), nie sprzyjało to wcielaniu się w rolę rannego ptaszka. Budzi mnie gwałtowne szarpniecie za rekę: "Majewska, słyszysz?!" Już słyszałam :)

Potem znów i znów, o różnch porach, nie zawsze w moim odbiorniku, ale u sąsiada, jeszcze gdzieś...



Śmiałam sie już, że albo puszczają ich co pół godziny, i wtedy to nic dziwnego, że ja akurat raz dziennie się natykam, albo ewidentnie jakieś służby bardzo specjalne donoszą, kiedy jestem w zasięgu słyszalności trójkowej i cała Myśliwiecka wtedy staje na głowie, żeby odnaleźć tą perełkę i puścić w eter kosmiczny. Ba! Oni na pewno mają ją już przyszykowaną na donos krasnali, aniołów, czy czego tam jeszcze!


Ale dzisiejsza historia juzż mnie powaliła. Siedzę sobie w autobusie do pracy. Radia wyjakowo nie mam w słuchawkach, bo czytam kniżkę, ale po wyjściu na ulicę, zmuszona przerwać lekturę (ciężko sie czyta idąc), zapuszczam Trójeczkę. A tam...krótka pauza i....???



Taka dum dum dum!




Prześladowanie! czuję się prześladowana!

Co to za dziwaczny rodzaj nagabywania człowieka myślą o jednym zespole, ludziach, muzyce,ba, utworze! Czy to ma cokolwiek znaczyć??

Piszę więc do Aniołka (mam numer do kilku, w razie potrzeby, podam na priv) opisujac zdarzenia minionych dni i obecnej chwili, a na to otrzymuję gotowa receptę: "Czerp przyjemność" :)



Racja.


Przyjemność to górnolotna...


Nawet, jeśli czuję się jak w jakimś filmie.


A scenariusz niebanalny.


Z dobrym soundtrackiem...





ps. specjalne podziękowania dla Me Myself and I :)



niedziela, 20 stycznia 2008

Tęęęęęęęęęęęęsknotaaaaa...




Ja tylko na chwilkę.



Ja tylko jedno zdanko na prawdę i już wracam do tych OOooOOOOoobowiązków(sic!)






Chciałam powiedzieć tylko, że bardzo tęsknię za moją Rodziną.

Bardzo tęsknię.

Bardzo.



A dziś już prawie niedziela.


A niedzielę powinno się spędzać z tymi, których się kocha.


Tęsknota do potęgi trzydziestej ósmej.

A tu?
W jedną stronę trzysta kilometrów, w drugą tysiące...
Cóż to będzie?
Uschnę jak nic z tej tęsnoty!
I jak ja będę wyglądać?!

wtorek, 8 stycznia 2008

By niczego nie żałować

Zapiski z 7 stycznia

W dzisiejszym programie niesamowity Gość! Zaprosiłam ją tutaj do studia World Wide Web, ponieważ cenię sobie tę subtelną przyjaźń, jaka nas łączy, w której tyle wolności i radości ze spotkania.
Dziś jej urodziny, także dla mnie bardzo ważny dzień i dlatego chciałabym się podzielić radością, jaką jest możność świętowania Dnia Urodzin Przyjaciela.


Tego pieknego dnia byłyśmy z Martą i Adelaidą w kinie. Może to mało huczny początek, ale to był ZALEDWIE początek :)


"Niczego nie żałuję - Edith Piaf".
Najlepsze, co przychodzi mi do głowy, by powiedzieć o wielkości tego filmu jest to, że na napisach końcowych stoczyłam ze sobą wielką walkę myśli, pt.' jaki jest dzisiaj dzień tygodnia?' Mi to sie na prawdę nie zdarza! Moja codziennośc nie obfituje ostatnio w tak silne emocje, które przyczyniały się do zachwiania poczucia czasu. To na prawdę był niezwykły film...

To jak mistrzowsko został poprowadzony reżysera, łamiąc chronologię, która tak często pełna topornego tradycjonalizmu pojawia się w filmach biograficznych, a tutaj tak lekko iż widz nie miał prawa się pogubić. Wiedza o bohaterce, jaka w trakcie trwania opowieści odkrywała się stopniowo z lat wczesnego dzieciństwa, tajemnice młodości, wszystko to nadawało temu wiekszego realizmu. I poznawałam wtedy Edith Piath tak, jak zazwyczaj poznaje się człowieka i jego historię.
Właśnie: jeszcze jedna impresja, która tak zaważyła na mojej ocenie, patrząc na ten obraz- nie wierzyłam, że to nie jest sama Edith Piaf. Bardzo słusznie i gdyby ktoś prosił, to podpisuję się pod tym z pewnością, Marion Cotillard, odtwórczyni głównej roli (a nie sama Edith!!) otrzymała niedawno nominację do Złotego Globu i jest jedną kandydatek do Oscara właśnie za tą rolę.
A muzyka... Jejejejeej! Muzyka....
Jak to Adelaida mówiła nieprzerwanie: "Jej życie pisały piosenki" i ja płakałam na tych piosenkach jak bóbr. Albo i dwa bobry. No cóż, przyzałam się :)

Marta powiedziałą, że to był najlepszy film, na jaki mogłam ją zabrać w urodziny.

Kochana! Życzę Ci byś nie żałowała niczego...

sobota, 5 stycznia 2008

MY WORK.

Już wolne. Warszawa zimna jak Jakuck (no może przesadzam, ale subiektywnie tak właśnie odczuwam...)

Ciężko jest, kiedy tydzien toczy się codziennością wręcz fabryczną. Dziesiątki wrzeszczących małych ludzi i z każdym nalezży nawiązać dobry kontakt w języku jeszcze dla nich obcym. Ale są momenty słodkie. Słodycz ta jest skarbem, jakiej nikt inny spróbować nie może jeśli nie pracuje z dziećmi.

Rozmowy codzienne.
***
Jania (lat 7): No i dostałam książkę "Odwiedziła mnie żyrafa", no i ta Warszawa, to znaczy żyrafa, pojechała do Warszawy się przewietrzyć. Nie rozumiem, jak można się przewietrzyć w Warszawie, ale żyrafy może tak już mają...

***
(Tego dnia na tapecie była piosenka "I Want a Hippopotamus for Christmas"- tuż przed Świętami)


Jania: Ja też chce hipopotama na Święta, ale gdzie on by mieszkał?!

Ja: No u Ciebie w pokoju raczej się nie zmieści, a Twoi rodzice raczej nie skakali by z radości mając takiego pupilka w salonie.

Jania: W piwnicy!

Ja: Ale tam byloby mu smutno..
Jania: Ale ja bym się tam z nim przeprowadziła!

Ja: Do piwnicy? To tobie byloby tam smutno.

Jania: Nie, bo bylabym z hipopotamem! :)


***
Przedszkole, grupa 5-latków

Natalka: Piotrek! Piernąłeś!
Piotrek: Pseplasam cię Natalka....
Natalka: To nie mnie przepraszaj, tylko wszystkich!!!
Piotrek: Pseplasam was wsystkich...

***
"Bo my Pania lubimy!!!"
I tym sposobem, gdy nachyliłam się nad obrazkiem Poli, by pomóc narysować "mouth"- przygniotło mnie sześcio- mało- osobowe zgrupowanie trzylatków, co niektóre dusząc szyję ofiary (moją!) ponoć z czułości. I krzyczę:

"Złazić potwory bo się uduszę!"
A one się śmieją i krzyczą: nieee!

***
I na pożegnanie. Amelka lat 3:

-Bye! bye! i niech pani pozdlowi menza!
-A skąd ty Amelko wiesz, czy ja mam męża?

-Bo wiem!

Także Menzu-pozrawiam :)





No dobra... Ja też ich trochę lubię:)