czwartek, 28 stycznia 2010

DOMINIKA, MARY, ADAM & ANETA's NIGHT.

To był wieczór...
Wszyscy spotkaliśmy się punktualnie o 18.15 na Politechnice zaskoczeni tym jak jesteśmy porządnymi ludźmi szanującymi czas innych, że się nie spóźniliśmy mimo zimy, która przecież idealną wymówką.
Potem film. Przedpremierowy pokaz „Mojej krwi” Marcina Wrony w mojej ukochanej Trójce (muszę to napisać: Niedźwiecki wraca! Syn marnotrawny zwany Miśkiem :)
Film niesamowity. Poruszający. Oryginalny. W skali gry na emocjach 10 na 10.
Aktorstwo totalne Eryka Lubosa. Czy jest w ogóle taki termin? Tworzę go zatem.
Facet jak był wciekły to był wściekły zupełnie, jak się bał to do szpiku, jak się zgrywał to był clownem. W jego grze wszystko jest pisane wielką literą. Bo i bohater był ekstremalny. Nie widziałam go wcześniej w żadnej innej roli, ale tą mnie kupił.
Zupełnie zaskakujący obraz społeczności wietnamskiej w Warszawie.
Był tam taki moment kiedy Igor (główny bohater) wchodzi do ich prywatnego świata, tego poza stadionem i budką z sajgonkami, do ich świątyni, na jakąś uroczystość i wtedy zdjęcia zwolniły, muzyka wydelikatniała, światło rozproszyło. Poczułam Azję.
Scenariusz? 10 na 10.



Była nas czwórka. Trzy babki i jeden facet. Babki na pewne"tak", a Adamowi się nie podobało, bo smutna historia, bo niemożliwa, bo kto by tak niby zrobił... Nie wydaje mi się, że to kwestia różnicy płci w odbiorze. To nie był "film na dziewczynek".
Chciałabym posłuchać opinii innych ludzi co do samej fabuły, bo to ciekawe jak różnie można patrzeć na tą samą treść. Co do formy nie mam wątpliwości, że dobra. I debiut. Debiut reżyserski. Miał być zaledwie 30-minutowym formacikiem. Jak dobrze, że możni tego światka zobaczyli POTENCJAŁ.
Polecam.

ps. IRISH PUB.
Muzyka na żywo. Grzaniec z pomarańczami i my jak te dzieciaki. Czuliśmy się jakbyśmy byli w liceum. Ja się tak czułam. A tu każdy (!) z nas taaakie poważne rzeczy w życiu przechodzi, tak przełomowe egzaminy, prace, decyzje... Jak dobrze, że potrafimy się zdystansować. To chyba ta dojrzałość, która daleko za czasem licealnym.
Znacie te kwiaciarki z wiadereczkiem róż, które przechodzą się po lokalach próbując namówić mężczyzn na zakup kwiatów dla pań?
Dostałam różę od pana z sąsiedniego stolika. Kicz może, ale się zarumieniłam kiedy ta kwiaciarka do mnie i że toto od tamtego pana :)
Stoi to ździebko i przypomina jak fajnie jest czasami zapomnieć o trudnych momentach i jeszcze potrafić się rumienić.


środa, 27 stycznia 2010

Z pamiętnika młodej uczycielki...



EPISODE ONE

Lekacja agielskiego. Przedszkole. Grupa Misiów. Temat: „Vehicles.”

Uczycielka (ja): Have you ever traveled by train?
Jakub (lat 6): Yes, I have.
Uczycielka: Where to?
Jakub: Yyy.. no ten... jak oni się nazywaja, no ci... co nas bombarodali podczas II Wojny Światowej.... no ...Niemcy!


EPISODE TWO:

Basia lat 4. Grupa Tygrysków. temat: „Ptaki”
Basi układa z klocków logo ( nie lego!) wyraz „gil”.
Ułożywszy nauczycielka prosi dziewuszkę o jego przeczytanie.
Basia: Yyy.. G...GLUTEK!

EPISODE THREE:

Grupa Biedronek.
Klara zdenerwowana przepychanką chłopców do tzw. pociągu, w którym dzieci maszerują do sali zabaw.

Klara(lat 4): Widzę, że dzisiaj jest bardzo dużo chłopców, ale dżentelmena nie widzę ani jednego!


Ktoś ma lepsze teksty na co dzień? Się dzielić proszę, nie krępować się... :)

środa, 13 stycznia 2010

AMERICAN DREAM?

"Nowe" powietrze kontynentalno-polarne napływa nad Polskę.
Czy w tym fakcie powinnam szukać winowajcy opadania powiek? Nie to, chyba raczej nie tutaj... Dziś śniłam straszliwie dziwny sen.

Miałam lecieć do Stanów na leczenie. Walizka wypchana magazynami Vanity Fair i Vogiem w wydaniu US, zupełnie nie rozumiejąc dlaczego i po co...







Mama odprowadziła mnie na pociąg, na stację Metro Wilanowska i to miało mnie zawieźć niby na lotnisko jakimś cudem. Ale awaria. Zamarznięte szyny (wpływ aktualnych informacji- to rozumiem). Więc ja i Mama dopadłyśmy jakąś drezynę i z walizką pełną kolorowych pism machałyśmy by zdążyć na samolot. Bilet był wielkości biletu do kina. Taki chyba "american dream ticket".
Nigdy nie myślałam o Ameryce w ten sposób. Że niby marzenie, że szansa na cokolwiek, że choćby drezyną. Co to za sen?!
Czy to przez to powietrze kontynentalno-polarne? Ale w mojej sypialni...?


niedziela, 10 stycznia 2010

UKULELE SONG



Coś dla mojego Szwagra Johna, który biega z surykatkami pod pachą!
Co za RODZINA... :)

Czy słychać mnie po drugiej stronie globu?????

NOA



Wybitna wokalista z Izraela. Mieszająca style muzyczne od ortodoksyjnego etno, przez muzykę klasyczną, jazz, po słodki pop.
Piosenka sprzed 15 lat z płyty wyprodukowanej przez Pata Metheny'ego.
Byłam wtedy w szkole podstawowej i pisałam własną mitologię antyczną, bo wydawało mi się, że moja wyobraźnia różni się aż nadto by zejść z kulturą starożytnych Rzymian i Greków, i chciałam mieć własną opowieść o wszystkim.
A potem moje zderzenie jako dorosłej kobiety z myślą o tym...że wszyscy jesteśmy tacy sami. Ciągle bez względu na czasy i miejsce- piszemy i śpiewamy o tym samym.



"I DON'T KNOW"

Flower, colored bright
I am strong I can fight
But I don’t know.

Tower, brick and stone
Make my way on my own
But I don’t know

I don’t know why, I don’t know how
If I can fly, can I fly now?
Are my wings strong enough to bear
The winds out there?
Hey, I don’t know.

Tell me it’ll never fade
And I’ll go forth unafraid
Because I don’t know.

Show me rain and flood
To cool the fire in my blood
Because I don’t know.

I don’t know why, I don’t know how
If I can fly, can I fly now?
Are my wings strong enough to bear
The winds out there?
Hey, I don’t know.

Darkness, edge of night
You are here, I’m in flight
Now I know, now I know
Now I know...

sobota, 9 stycznia 2010

MELANCOLIA

Siedzę w ciepłym fotelu przy biurku, przykryta malinowym pledem.
Biurko pod oknem z widokiem na zaśnieżoną Narnię.



Piszę.
W radiu kubańska muzyka kreśli wyjątkowość chwili.W kubku jak zwykle zbyt mocna kawa. Con leche.
Marzę o wyprawach, pływaniu z delfinami(!) i spokoju codzienności.
To chyba domena osób starych, że marzą o spokoju, ale zbyt wiele niepokojów w tej mojej młodości, więc iszczę sobie prawo do pragnień starców.
Piosenka na dziś a propos harmonii:



"Balance" Sara Tavares. Najpiękniejsza kobieta, jaka widziałam w formacie cyfrowym. Magnetyzm...

Chciałabym znów móc pisać tego bloga, ale przyjęty wcześniej styl jakoś mija się z moimi odczuciami teraz. Melancholia. Była nawet taka piękna piosenka Vana Morrisona o tym tytule.
Van Morrison to dla mnie symbol Świąt Bożego Narodzenia. Prawie jak w dzisiejszej świeckiej kulturze św.Mikołaj. Jego muzyka zawsze towarzyszyła nam w tym czasie.
No więc... wszystkiego dobrego na Święta i po. Mam nadzieję, że nie jest za późno, by życzyć Wam dobrze... :)