
No tak, to przeciez tylko moje dzikie przewrazliwienie na szczegol relacji miedzyludzkich...
Na lotnisku.
Juz byli.
Mala stala niesmiala razem z tata w nowym szaliku (i znow to przewrazliwienie na szczegol!).
I od tego momentu codziennosc nabrala nowego smaku: mojej kochanej kawy z ekspresu, chleba naan i pysznych lodow po kolacji, a w glosnikach saczy sie John Martyn. Dom.
Ciezkie sny mecza jeszcze pierwszej nocy, ale pobudka rozwiewa najlichsze jej slady:
Hania: When Ciocianeta will wake up?
Babcia: Co? Ja nie rozumiem, mow po polsku.
Hania: Wake up! Ciocianeta! When will she wake up?! (H. przyjmuje taktyke znana wszystkim obcokrajowcom: im glosniej tym bardziej zrozumiale:)
Babcia: Haniu, mow po polsku, bo babcia nie rozumie...
Hania: Yyy...wstawac! When Ciocianeta wstawac?!
Babcia: A! No nie wiem, pewnie jak sie wyspi, to wstanie.

Hania: Ciocianeta wstawac when the cow will sing. (H. ma zegar z kukulka, gdzie zamiast kukulki jest ryczaca krowa:)
Babcia (juz z lekka irytacja): Co?! Nie rozumiem Haniu, mow po polsku!
Hania: Cow... kłowa!
Babcia: Głowa? Jaka głowa?!
Hania: Kłowaaaaa!!!!
Babcia: Głowa....?
Niestety po tym tekscie pod drzwiami nie dalo sie juz zasnac. A moze na szczescie, bo ciag dalszy dialogow Babcia- Wnuczka trwal nieprzerwanie przeplatany wydarzeniami szczegolnymi, jak na przyklad Babcia na pilce z rogami do skakania probujaca (skutecznie) rozbawic ta mniejsza (a przy okazji cala reszte rodziny:).
p.s.
Bledow komunikacyjnych ciag dalszy( bynajmniej nie powodowanych bariera jezykowa)
Siostra: Ide ogladac moje nowe szminki.
Ja: Jakie świnki?!
No comment :/
"Bo dom to nie tapety, nie zyrandol, nie sciany, dom, to chocby pod golym niebiem jest tam, gdzie ludzie sa razem."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz