Pare przykrych rzeczy zostawilam juz za soba, w momencie startu samolotu pasazerskiego wegierskich linii lotniczych: to niefortunne spotkanie (jesli tak gornolotnie moge toto nazwac) z czlowiekiem, ktory "przypadkiem" potraktowal mnie jak listonosza, czy innego kuriera pocztowego, a wyjatkowo akurat nie powinien. Albo brak "good bye"...
No tak, to przeciez tylko moje dzikie przewrazliwienie na szczegol relacji miedzyludzkich...
Na lotnisku.
Juz byli.
Mala stala niesmiala razem z tata w nowym szaliku (i znow to przewrazliwienie na szczegol!).
I od tego momentu codziennosc nabrala nowego smaku: mojej kochanej kawy z ekspresu, chleba naan i pysznych lodow po kolacji, a w glosnikach saczy sie John Martyn. Dom.
Ciezkie sny mecza jeszcze pierwszej nocy, ale pobudka rozwiewa najlichsze jej slady:
Hania: When Ciocianeta will wake up?
Babcia: Co? Ja nie rozumiem, mow po polsku.
Hania: Wake up! Ciocianeta! When will she wake up?! (H. przyjmuje taktyke znana wszystkim obcokrajowcom: im glosniej tym bardziej zrozumiale:)
Babcia: Haniu, mow po polsku, bo babcia nie rozumie...
Hania: Yyy...wstawac! When Ciocianeta wstawac?!
Babcia: A! No nie wiem, pewnie jak sie wyspi, to wstanie.
Hania: Ciocianeta wstawac when the cow will sing. (H. ma zegar z kukulka, gdzie zamiast kukulki jest ryczaca krowa:)
Babcia (juz z lekka irytacja): Co?! Nie rozumiem Haniu, mow po polsku!
Hania: Cow... kłowa!
Babcia: Głowa? Jaka głowa?!
Hania: Kłowaaaaa!!!!
Babcia: Głowa....?
Niestety po tym tekscie pod drzwiami nie dalo sie juz zasnac. A moze na szczescie, bo ciag dalszy dialogow Babcia- Wnuczka trwal nieprzerwanie przeplatany wydarzeniami szczegolnymi, jak na przyklad Babcia na pilce z rogami do skakania probujaca (skutecznie) rozbawic ta mniejsza (a przy okazji cala reszte rodziny:).
p.s.
Bledow komunikacyjnych ciag dalszy( bynajmniej nie powodowanych bariera jezykowa)
Siostra: Ide ogladac moje nowe szminki.
Ja: Jakie świnki?!
No comment :/
"Bo dom to nie tapety, nie zyrandol, nie sciany, dom, to chocby pod golym niebiem jest tam, gdzie ludzie sa razem."
No tak, to przeciez tylko moje dzikie przewrazliwienie na szczegol relacji miedzyludzkich...
Na lotnisku.
Juz byli.
Mala stala niesmiala razem z tata w nowym szaliku (i znow to przewrazliwienie na szczegol!).
I od tego momentu codziennosc nabrala nowego smaku: mojej kochanej kawy z ekspresu, chleba naan i pysznych lodow po kolacji, a w glosnikach saczy sie John Martyn. Dom.
Ciezkie sny mecza jeszcze pierwszej nocy, ale pobudka rozwiewa najlichsze jej slady:
Hania: When Ciocianeta will wake up?
Babcia: Co? Ja nie rozumiem, mow po polsku.
Hania: Wake up! Ciocianeta! When will she wake up?! (H. przyjmuje taktyke znana wszystkim obcokrajowcom: im glosniej tym bardziej zrozumiale:)
Babcia: Haniu, mow po polsku, bo babcia nie rozumie...
Hania: Yyy...wstawac! When Ciocianeta wstawac?!
Babcia: A! No nie wiem, pewnie jak sie wyspi, to wstanie.
Hania: Ciocianeta wstawac when the cow will sing. (H. ma zegar z kukulka, gdzie zamiast kukulki jest ryczaca krowa:)
Babcia (juz z lekka irytacja): Co?! Nie rozumiem Haniu, mow po polsku!
Hania: Cow... kłowa!
Babcia: Głowa? Jaka głowa?!
Hania: Kłowaaaaa!!!!
Babcia: Głowa....?
Niestety po tym tekscie pod drzwiami nie dalo sie juz zasnac. A moze na szczescie, bo ciag dalszy dialogow Babcia- Wnuczka trwal nieprzerwanie przeplatany wydarzeniami szczegolnymi, jak na przyklad Babcia na pilce z rogami do skakania probujaca (skutecznie) rozbawic ta mniejsza (a przy okazji cala reszte rodziny:).
p.s.
Bledow komunikacyjnych ciag dalszy( bynajmniej nie powodowanych bariera jezykowa)
Siostra: Ide ogladac moje nowe szminki.
Ja: Jakie świnki?!
No comment :/
"Bo dom to nie tapety, nie zyrandol, nie sciany, dom, to chocby pod golym niebiem jest tam, gdzie ludzie sa razem."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz