Dwa trzy- kto nie może, nie patrzy!
Trzy cztery- mam alegię, taki psikus Wyższej Sfery...
Nowe odkrycie niedzielnego popołudnia, kiedy trzeba pisać esej z etyki zawodowej psychologa.
Jak wszem wiadome jest, dla dobrego efektu pracy- potrzebne są przerwy coby "naukowca" nie zdemotywować.
Na tej przerwie ("Nikt się nigdy tak wspaniale nie rozerwie jak na przerwie, jak na przerwie. Tu sie komuś da kuksańca, tam oberwie i wesoło, że aż hej"), odkryłam śpiewającą panią o nazwisku Feist.
Dla mnie miodzio. Szczególnie utwór wyliczankowy, który mnie zainspirował do własnej , jakże ambitnej i alergiczno-osobistej, twórczości powyżej, oraz utwór pod tylułem "Sea Lion".
Nie pokusiłabym się o miano wybitnej, ale na prawdę przyjemnej- tak jak owy miodzio na śniadanie (chyba, że ktoś uczulon...)
Ma w głosie coś z mojej najukochańszej Rosin Murphy oraz z Bjork, a jednak jest taka, taka... bezpretensjonalna. Ot! To jest chyba najwłaściwsze słowo.
Proszę się nie sugerować pretensjonalnością cekinastego stroju w klipie "1 2 3 4" to celowy myk-zmyk. Mimo to warto zobaczyć jak niewielkim nakładem środków można zrobić dobry teledysk, jeśli wyobraźnia pozwala hulać, a znajomi chcą pomóc. Ale może te niebieskie cekiny trochę kosztowały ;)
Ale już klip "Mushaboom" jest kwintesencją pani Feist. Pełnia subtelności, delikatności, puszku... aż odfruwa!
3 komentarze:
Polecam także:
http://www.youtube.com/watch?v=gewyHjQ3bNc&feature=related
Bo zawsze dużo więcej widać "na żywo".
no wreszcie poznałam coś wczesniej niż Aneta :)
osz Ty! mogłas chociaż udawać ;P
Prześlij komentarz