
Zachowując się jak typowa ciotka, a wręcz babcia, do której tytułu przecież jeszcze mam sporo czasu, nie chciałam się zgodzić na „little jump on the trampoline”. Po dwóch dniach oporowania, zgodziłam się.
Jejuuu, jejku jejuuu!
Jedna z lepszych decyzji w życiu!
Nie mogłam przestać się śmiać. Wszyscy obserwujący zjawiskowe odkrycie innej przestrzeni- także dostali ataku śmiechu, ale już z innych przyczyn niż sama zainteresowana tą eksploracją.
Kolejny słony wydatek w planach: duuuuuża trampolina dla Anety!
Mniam!
PS. TRAMPOLINA JEST DOBRA NA WSZYSTKO!!!

1 komentarz:
hopla hopla!!! też bym sobie poskakała, eh... zazdroszczę, chyba się dziś wieczorem wybiorę cichcem na plac zabaw i choć nie ma tam trampoliny, to pobawię się również, a co!!! :)przesyłam polskie buziaki
Prześlij komentarz