piątek, 19 czerwca 2009

Zobacz no, zobacz no, czyje,czyje imieniny dzisiaj są....

Imieniny w Polsce są ogromnie istotną tradycją. Przynajmniej były do pokolenia naszych rodziców, teraz to się odrobinę chyli ku zanikowi, a w niektórych kręgach wręcz trąci obciachem. W jakim bym się kręgu nie znalazła, zawsze świętuję, bo fiesta jest dobra na wszystko („na drogę za śliską, na stopę za niską...”). Obchodzi się je również w Grecji, w Szwecji, w Czechach, na Węgrzech i Łotwie, w katolickiej Bawarii, a kiedyś i w Rosji. Bez kontekstu religijnego w Szwecji.

W tradycji chrześcijańskiej są bardzo ważnym dniem, gdy obchodzimy wspomnienie świętego lub błogosławionego, którego imię nosimy. A że świętej Anety nie ma, ani nawet błogosławionej, a ja wydaję się tego faktu osobiście nie zmienię, obchodzę kalendarzowo 16 czerwca. Jest to jednak specjalny dzień świętego Andrzeja Boboli, postanowiłam się do niego właśnie duchowo przykleić i udawać, że moim patronem, w końcu jemu wszystko jedno, jeśli nawet nie miło. Tak przynajmniej mi się wydaje.
No ale wracając do mojej ulubionej fiesty w tym roku nie za hucznie, ale kameralnie i bardzo babsko jeśli nie liczyć Moma- psa rasy basset, który wiernie czekał, aż komuś coś spadnie przypadkiem z talerzyka (nie spadło). Może ta skromność stąd, że miesiąc wcześniej obchodzone urodziny trwały niemal dwa tygodnie, gdzie nieprzerwanie co dzień goście przewijali się jak mędrcy z wschodu przez moje mieszkanie z podarkami i dobrym alkoholem ( już wpadłam w motyw sakralny i wciąż powraca...-efekt domina!)

Co do imienia jakim moim rodzice mnie obdarzyli, to muszę powiedzieć, że historia to nieprosta. Miałam być Maćkiem. Wszelkie zabobony babcine, które wiązały ładną cerę mojej Mamy, nadwrażliwość na zapachy i skłonność do określonych produktów żywnościowych w ciąży, wskazywały niepodważalnie na to, że będę Maćkiem. A tu? Baba! No i problem. Jak baba to problem- wiadomo. I tak jako ten problem leżałam bezimienna przez tydzień, aż się namyślono, że będzie Aneta. Nie za bardzo powszechne, nie jest egzotyczne, i brak mu zgrubienia, co ułatwia ponoć życie.

Uff. Nawet nie wiecie jakie to trudne trwanie bez imienia, choćby brakło jeszcze wtedy świadomości, fakt nienazwania w przeszłości jest tak bolesny, że jedynie osłodzić go mogło to, że pierwszą polską Miss Świata była ANETA Kręglicka. Brak świętej, brak błogosławionej, ale miss jest.

Sto lat sto lat... i do dna!








Brak komentarzy: