Szczerze, to od kiedy nie chodzę do pracy, trudno jest mi się zorientować jaki dzień tygodnia jest danego dnia. Ale rano miałam egzamin, więc musiałam zapamiętać. Ta "Sunday" nie popisała się aurą i tym "sun"...Wcale! Kolejna zlewa warszawska zepsuła koncert plenerowy w Królikarni drogich jazzująch. Nigdy nie stałam na żadnym koncercie z zapadniętymi obcasami w błoto-trwie, przytulona jak tylko do kija parasola, który starał się uchronić mnie od wodospadu(!) wody z nieba. Nie byłam jedyną, której determinacja usłyszenia zmusiła do takich poświęceń, którym daleko, oj daleko w tym momencie było do odczuwania przyjemności, z czym normalnie tak dobry koncert się kojarzy. Eh...
Na szczęście już po drugim utworze całość imprezy została przeniesiona do budynku i już było dobrze. A capella ale dobrze :)
1 komentarz:
Oczywiście dodać muszę, że zmokłam ;) ot, nowość... :)
Prześlij komentarz