piątek, 23 sierpnia 2013

Wieczór poprzedzający Wielki Egzamin.

Ten egzamin rzucił się cieniem na całe moje wakacje. Ciągłe poczucie obowiązku, wyrzuty sumienia z braku rzetelnej nauki, jaką jako dyplomowany (nowość!) nauczyciel powinien odbyć, bo jako belfer wie jak i ile, ale ten szewc co bez butów i butny i klnie- wiadomo...
Dziś miałam część ustną i postanowiłam pokochać panią egzaminator. No i udało się: nerwówka przeszła, bo przecież ja panią kocham, pani mnie kocha, kochamy się jak wariaty, więc czym tu się denerwować? Jakąś tam ocenianą w kilku formularzach rozmową i nagrywaną dla kolejnych egzaminatorów?
Mr Doubledecker siedzi w nastroju burzowym w jadalni i pracuje. Obrał sobie stół jako najlepszy punkt strategiczny do pracy przy komputerze i marszczy brwi złowrogo nad kolejnymi biznes planami. Dzięki tej dziwnej lokalizacji, gabinet do tego przeznaczon, stał się moją pracownią i nie wchodzimy sobie w paradę pracowitości. No chyba, że ja zagubię się zupełnie niechcący robiąc herbatę i wejdę w tą burzę, ale ściągam pioruny, więc uciekam tym prędzej. Czy wiecie, że ponoć człowiek rażony raz piorunem na szansę ponownego uderzenia o 50% większe. Sprawdziłam- nieprawda. Prawidłowy wynik to 100%.

ps 1. Ależ co ja mam wspólnego z tym zniknięciem części danych z tabelki..?!

ps 2. Refleksja: nie lubię się uczyć, ale jak już się nauczę, to cieszę się tym bardziej niż nie lubię. Tak ze sto razy bardziej. I nigdy nie żałuję.

ps 3. Dzisiejszym sponsorem Ulicy Show'owej jest liczba 100. Sto lat wszystkim! :)