wtorek, 29 września 2009

Jak ja luuuuuuuuuubię deszcz!


Czekałam na ten pochmurny, mokry dzień.
Ukochane malinowe gumiaki, berecik (akurat niemoherowy), wyjątkowo inteligentna kurtka przeciwdeszczowa (IQ 130).
Pełen komfort!
Nikt się nawet nie sili na szyk, bo stopnieje pod ciężarem wody z nieba.
Moment kiedy pogoda wymierza sprawiedliwość próżnym kreacjom.
Ale nie to mnie urzeka. Urzeka mnie ten... sentymentalizm? Jakiś ten świat w deszczu bardziej podobny do świata. Tego rzeczywistego. Nie dodaje złudzeń, nie obiecuje gór złota promieniami słońca. Ja na przykład bardziej wierzę,że wygram w totolotka kiedy jest słonecznie. Kiedy pada, słucham muzyki i czytam popijając wieloma filiżankami herbaty i napoju imbirowego na zmianę. Czuję się... znacznie lepiej. Bardziej u siebie niż na wycieczce last minute, z której zaraz trzeba wracać. Chlapa jest OK. Chłodu nie dzierżę i zimę będę besztać jak Rosjanin po 2 litrach. A tymczasem, borem lasem cieszę się jesienią.



Tym, co mnie dziś próbowali obrazić(używając przy tym słów zaczerpniętych z DSM-IV) widząc mój uśmiech i chęć długiego spaceru z wypożyczonym psem, dedykuję piosenkę na pocieszkę ;)




"We used to laugh a lot
But only because we thought
That everything good always would remain
Nothing's gonna change there's no need to complain."