środa, 23 stycznia 2008

Radio Song

Nie byłabym w stanie tego zmyślić.

(Choć TEN powód mógłby znów się znaleźć, by pisać, nawiązywać do... ale już nie bawię się w podszepty zaczepne, bo nie umiem spadać na cztery łapy z sytuacji, które nimi generuję).



Nie potrafię dokładnie oszacować czasu. Kilka tygodni? Nie no może dwa. ZJAWISKO to trwa nieprzerwalnie, niczym rytuał każdego dnia. Tak, jak to, że zasypiam po pólnocy, że czytam Lessing przed tym, że rano parzę kawę w mojej kulawej kofetierce, jakby rutyna... Tylko, że TO nie ma swojej stałej pory i trwa zaledwie (zaledwie?!) te dwa tygodnie...

Pierwszy raz był po przebudzeniu. Ciężko było opuścić rzeczywistośc tak błogą, jaką miałam wyśniona tam, gdzies pod powiekami.


Trochę wrecz smutno było, że znów budzik, znów do pracy.

Włączyłam moje radio i byli tam. Dźwięk unosił się zupełnie tak samo radośnie, jak na wszystkich koncertach, jakie słyszałam i tak, jak na płycie, która przemieszcza się niemal samonośnie między książkami, zabawkami do przedszkola i innymi krążkami z muzyką i objawia sie za każdym razem kiedy ktoś przychodzi i chce posłuchać "coś nowego i inspirującego".



Ucieszyłam się. Tak jak najbardziej można się ucieszyć. Bo przecież znajomi, bo przecież tak dobre radio, może na prawdę im się uda. To była duża radość. Wstałam inna :)




Następnego dnia nocowałam u Marti. Nocne rozmowy, wino (kobiety i spiew), nie sprzyjało to wcielaniu się w rolę rannego ptaszka. Budzi mnie gwałtowne szarpniecie za rekę: "Majewska, słyszysz?!" Już słyszałam :)

Potem znów i znów, o różnch porach, nie zawsze w moim odbiorniku, ale u sąsiada, jeszcze gdzieś...



Śmiałam sie już, że albo puszczają ich co pół godziny, i wtedy to nic dziwnego, że ja akurat raz dziennie się natykam, albo ewidentnie jakieś służby bardzo specjalne donoszą, kiedy jestem w zasięgu słyszalności trójkowej i cała Myśliwiecka wtedy staje na głowie, żeby odnaleźć tą perełkę i puścić w eter kosmiczny. Ba! Oni na pewno mają ją już przyszykowaną na donos krasnali, aniołów, czy czego tam jeszcze!


Ale dzisiejsza historia juzż mnie powaliła. Siedzę sobie w autobusie do pracy. Radia wyjakowo nie mam w słuchawkach, bo czytam kniżkę, ale po wyjściu na ulicę, zmuszona przerwać lekturę (ciężko sie czyta idąc), zapuszczam Trójeczkę. A tam...krótka pauza i....???



Taka dum dum dum!




Prześladowanie! czuję się prześladowana!

Co to za dziwaczny rodzaj nagabywania człowieka myślą o jednym zespole, ludziach, muzyce,ba, utworze! Czy to ma cokolwiek znaczyć??

Piszę więc do Aniołka (mam numer do kilku, w razie potrzeby, podam na priv) opisujac zdarzenia minionych dni i obecnej chwili, a na to otrzymuję gotowa receptę: "Czerp przyjemność" :)



Racja.


Przyjemność to górnolotna...


Nawet, jeśli czuję się jak w jakimś filmie.


A scenariusz niebanalny.


Z dobrym soundtrackiem...





ps. specjalne podziękowania dla Me Myself and I :)



5 komentarzy:

Magdalena pisze...

i co nikt po ten telefon sie nie zgłosił? jego strata :P

Aneta Majewska SHOW pisze...

i to jakiego kalibru!

Aneta Majewska SHOW pisze...

Przerwa w zajęciach w przedszkolu Leśnym. Pół godziny wytchnienia. Godzina 12.45, włączam Trójkę by posłuchać o czym dziś mówi pan Kuba Strzyczkowski w programie "Za, a nawet przeciw". Usłyszałam rzecz jasna...A już myślałam, że wygadaniem- wypisaniem, rogoniłam te skrzty,anioły,a one mnie nawet na dalekim Ursynowie wypatrzą ;)

Stadzik pisze...

Nagabywanie opisane przez panne M. jest faktycznie podejrzane. Jesli panna zechce, to specjalne sluzby mozemy wyslac do Trojki i sie dowiemy kto tu w jaka takadumdum gre gra :)
A poki co, jak radzila ma przyjaciolka wiolinowa mapla, czerp przyjemnosc :D

Aneta Majewska SHOW pisze...

Pan doktor radził nie popadać w paranoję ;) Czepię zatem czerpakiem obszernym!