poniedziałek, 21 lipca 2008

Whitewell

Wróciłam tu. W sumie, na chwilkę zaledwie, ale jestem.


Wiedziałam jadąc, że jest tu pięknie, ale chyba do końca w sobie nie wierzyłam, że taka zieleń, takie niebo, taka przestrzeń- nie była snem….
Dwa lata z dala -bojąc się zamknięcia w wieżyczce pewnego wiktoriańskiego hotelu z dala od zgiełku warszawskiej ulicy- dzisiaj uważam to za szczęście. Znów mogę pisać. Pisać...



Napotkani dawni znajomi w sklepie z owocami. Znajomi z Filipin. Ach te pulchne buziaki, którym nie było końca!
Potem kolejni, już tutejsi, którzy raz po raz witają mnie wykrzykując: „Jesus Christ!”, i już powoli zaczynam się martwić, czy nie ogarnęła ich jakaś zbiorowa halucynacja zwiastująca niechybną schizofrenię.



Jest mi dobrze.
W mój widok z okna i tak nikt nie uwierzy nawet jak go tutaj zamieszczę… a niech tam!





5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Kochana!
Mnie to nie oszukasz, to nie jest widok z okna, ja sie go naoogladalam przez lata cale i nie da rady. Widok z okna to laka z drzewem.Ten moze byc gdzies dalej.

Aneta Majewska SHOW pisze...

Na życzenie czytelników, którzy nie wahają się zburzyć mistenie utkanej koncepcji posta ;), zamieszczam zdjęcie z dzisiejszego mglistego poranka. Powyższe zdjęcie fakt- nadużycie, bo z punktu trochę wyżej położonego. P.S.Trochę wiecej niż jedno drzewo na łące, co? ;) Widać, że nie byłaś tu już od lat Siostro. Zapraszam :)

Anonimowy pisze...

Juz lepiej!

Magdalena pisze...

oj co ja bym dała, żeby tam na chwilę wrócić...zobaczyć te pola pełne ryczących (tak, ryczących owiec), uśmiechy Jimbo i Ronniego i głupia minę Jamiego...:) kochana wsiadam na miotłe i już jestem u Ciebie!

Aneta Majewska SHOW pisze...

Czekam.
Łąka przy domu Mrs.B. dobra nawet na helikoptery, także z miotłą też tam możesz tam wylądować :)