piątek, 11 lipca 2008

Zauroczenie.

Bohaterem dzisiejszego programu jest Leszek Możdżer.
Mamo, nie Mojżesz, nie Moździerz, ale Możdżer :)


Zacznę od tego, że w pewnym momencie mojej edukacji muzycznej, w jazzie poprzestałam na tym, co było w domu: Davis, Komeda, Stańko, później Simple Acoustic Trio…A szkoda.

Bo tego wieczora, kiedy go po raz pierwszy zobaczyłam na koncercie w duecie z Bobbym Mcferrinem, a potem spotkałam- rozumiałabym o wiele więcej. Wiedziałabym skąd ta delikatność i spokój.

Następnego dnia spędziłam popołudnie w Empiku ze słuchawkami na uszach w sekcji klasyka- jazz. I tylko zasobność portfela nie pozwalała mi kupić wszystkich płyt, które przesłuchałam. Kupiłam tylko kilka. A mina moja, kiedy te nuty wsiąkały we mnie- będzie się jeszcze snuć legendą przez długi czas po megastore na Marszałkowskiej.
Requiem, The O, Psalmem- miałam wrażenie bycia świadkiem operacji na żywym sercu czyjegoś życia. Jest tam tyle nagości, rzewności, tęsknoty, nadziei. Ta muzyka, choć grana na tych samych od wieków klawiszach, czarnych, białych, białych, czarnych, jest taka…jasna.

Takie zauroczenie tego lata. Oby trwało jak najdłużej, bo nie pamiętam, żeby coś we mnie wywołało taki spokój i namiętność jednocześnie.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

spodoba Ci sie wiec z pewnoscia Keith Jarrett. Gdybym mial zabrac jeden album na bezludna wyspe, wybral bym wlasnie Jarretta i jego The Koln Concert z 75 roku. Tu pierwsze 10 mnut pierwszego utworu:

http://pl.youtube.com/watch?v=jzqMJWlKMsY

tu kolejne 10 minut tego samego utworu:

http://pl.youtube.com/watch?v=6uWt5bzaCVc&feature=related

... cala gama uczuc, or rozpaczy po euforie, od ...a zreszta, sama posluchaj, pokochasz!

latawiec

Aneta Majewska SHOW pisze...

Kochany Latwacze! Trafiony zatopiony:) dziękuję Ci uprzejmie (tj. w pas się kłaniając).
Już także pan Jarrett razem z panem Możdżerem podróżują teraz ze mną przez Europę, a ostatnio dołączył do nich także Herbie Hancock... Istne szaleństwo z tą muzyką- jak zwykle...