poniedziałek, 27 października 2008

Run Roberta, run!



Do listy najważniejszych przyjemności w życiu, tuż obok jazdy samochodem, nurkowania w jasnej wodzie, skakania na trampolinie, filmów kręcenia i oglądania, koncertów, przytulania, całowania etc., po ostatniej niedzieli muszę dopisać jeszcze jedną: wyścigi konne.

Znaleźliśmy się tam z głównie racji niedalekiego dystansu, jak i zasłyszenia o owej Wielkiej Jesiennej Gali , jaka hucznie trąbiła o Wielkiej Warszawskiej, w której tak cenna kusiła Nagroda Prezydenta m. st. Warszawy. Bez przesady, to akurat mało pociągające. Jednak świadomość, że dosłownie za płotem mojego nowego mieszkania biegają najpiękniejsze konie w Polsce, że można przeżyć coś, o czym tylko czytałam w kryminałach Chmielewskiej, że zakłady, że emocje, ten żywioł- no nie mogłam się oprzeć takiej pokusie…

Było zachwycająco! Zacznę jak rolnik (bądź Brytyjczyk): pogoda była rewelacyjna, ciepło, słonecznie, niemal bezwietrznie. Połacie rozciągającej się po horyzont zieleni trawy, złote drzewa zrzucające liście… (już chyba za daleko się posunęłam). No w każdym razie, wymarzona niedziela polskiej złotej jesieni.

Po zakupie wejściówek w cenie 10 zł, doszliśmy do miejsca prezentacji koni, gdzie Aneta już upatrzyła swojego faworyta, gdyż DJ tzn. dżokej miał prześmieszne wdzianko koloru szafirowego w białe grochy wielkości pięści, a jego koń (najważniejszy!) nosił imię dziwacznie się kojarzące Traveltino …Wcale nie chodzi mi o Tarantino, ale o obieżyświata.

No i mój Traveltino, drodzy Czytelnicy, biegł pierwszy! Naprawdę! Pierwszy przez osiem dziesiątych dystansu… Jednak styl na tzw. Pluta wcale nie okazał się tym najefektywniejszym, ale to nic… Piszczałam i tak jakby wygrał bo przecież tyle przodował, że ten drobny szczegół nie pojawienia się na mecie pierwszym i to w dodatku w ostatnich sekundach wcale nie zabił mego entuzjazmu! Wręcz przeciwnie! Postawiłam kolejne pieniądze na konia drugiej gonitwy o imieniu…Run Roberta!
Proszę Państwa, co się działo, co się działo…

Wciąż braknie mi słów… Moja Run Roberta z pewnością nazwana nie na cześć Gumpa, ale Loli o ognistych włosach z filmu Tom’a Tykwer’a, zrobiła coś, czego nie zapomnę … Proszę Państwa, co za emocje…

http://
video.interia.pl/obejrzyj,film,102202,sortuj,,st,,pozycja,6,Gonitwa_III%2C_26.10.2008%2C_RUN_ROBERTA


Wygrałam!!! To znaczy ona wygrała, a ja zebrałam kaskę, ale też fajnie. I niestety muszę po raz kolejny przyznać, że każda przyjemność musi być niebezpieczna, bo chce się więcej…
Już planuję na następne wyścigi nabyć: kapelusz ( bo jakże to bez kapelusza można było przyjść! ) skórkowe rękawiczki i lorneteczkę (chociaż może lepiej nie…)
Ale proszę mi wierzyć by odrealnić się w tej miejsko dzikiej Warszawie- nie ma lepszego miejsca. Zapomniany czas, zapomniane obowiązki, egzamin na karku, raporty do pracy. Rewelacja. Polecam.









3 komentarze:

Stadzik pisze...

Ukrywać tego wcale nie zamierzam, że Z-A-Z-D-R-O-Ś-Ć, tak właśnie ona, zżera mnie na myślo tak pięknej Waszej niedzieli. Ja, dziecko, które chłonęło wspomniane już kryminały Chmielewskiej, już nie raz w wyobraźni byłam na wyścigowych torach Danii, Polski i Francji. I niejeden porządek obstawiłam, niejedną złotówkę raz wygrałam, raz przegrałam. I miałam kapelusz, piękne brązowe oficerki na nogach, elegancki płaszczyk z wielka broszką.. Zazdrość przeziera przeze mnie, że Wyście moje marzenia juz czesciowo przezyli.. o Florencji, córce Diabła, która wiele wyścigów wygrała..
ech..

Aneta Majewska SHOW pisze...

Amore mio! (nie pomidorze ;) chciałam jedynie oświecić małą lampeczką ciemność Twej rozdzierającej rozpaczy, wiadomością o tym, że cały listopad jeszcze przed nami, a wyścigi do konca listopada w tym sezonie. Tak więc, co się odwlecze to nie uciecze, nawet gdy galopującym ogierem :)
A pragnienia, marzenia trzeba spełniać, bo się później jest gorzką babą na starość,ot!

pepe pisze...

albo i na mlodosc, ot!