niedziela, 26 października 2008

Wyścigi po uśmiech.



Czyżby Pan Bóg śpiewał mi tą uroczą i zwiewną piosenką z nowej płyty Ayo „Piece of joy"?

„What can I do , what can I say to make you happy again...
What can I sing, what can I bring to make you smile?..."


Tyle pięknych i zaskakujących rzeczy, ludzi, spotkań, doświadczeń, listów, zaproszeń...

Zacznę od tego mało przyjemnego sobotniego popołudnia, gdy siedząc wśród pudeł i skrzynek, zapakowanych po sufit, ryczałam jak bóbr nad moją niedolą w owej przeprowadzce międzykontynentalnej, którą mi się wydaje zmiana dzielnicy. Nagle telefon przestał działać, najważniejszym w łańcuchu pomocnym się wyjechało, a Aneta na pobojowisku swojego dotychczasowego życia na ulicy Łowickiej poczuła się jak zraniona surykatka zapomniana przez stado na środku pustyni, daleko do domu.

Nagle cud za cudami, wypasione autka z przystojnymi tragarzami zaparkowały pod bramą i takim sposobem znów mogłam powiedzieć, że nie ma takiej strasznej pustyni dla surykatki, ani takiej na niej pojedynki, która mogłaby do cna odebrać zdrowy rozsądek, a już bynajmniej nie Nadzieję.



Wieczór po wniesieniu zaledwie stu trzydziestu obrazów, tysiąca pięciuset książek i ośmiu tysięcy i czterech płyt, potoczył się pysznie. Była muzyka, bo tragarz ino gitarzystą nie byle jakim, a Aneta nie zapomniała zapakować swojego głosiku do jednego z pudeł, w barku zaskakująco pełnym, znalazł się i nektar, i ambrozja, i rozgrzawszy nasze zziębnięte ciałka zaczął się koncert domowy, którego ni jak się powstydzić, gdyż choćby nawet „Take five” się pojawiło i się zagrało i się nawet jakos odśpiewało.

A propos! Ojoj!Dostałam niezwykłe zaproszenie! W środę w naszej przeuroczo osławionej Sali Kongresowej, odbędzie się niesamowity koncert ALA JERREAU! Tak… :)



I ja, dzięki niespotykanej serdeczności pewnego pana Redaktora Jazz Radia (pon-pt 7-10 :) będę miała okazję to przeżyć. Ba! Ja to już przeżywam! Kiecunia już nawet wyprasowana wisi w szafie, aż nawet ktoś się mnie ośmielił spytać ,czy samego Jerreau mam ochotę sprowokować swym wyglądem. Ja ? Prowokowac?! No nigdy w życiu…

W każdym razie, nowy dział życia powoli się zaczyna.
Nowy dom.
Nowi sąsiedzi.
Nowe koncerty.
Nawet nowe niedzielne tradycje, bo przecież wyprowadziłam się na Aleję Wyścigową, więc i wyścigi konne, które chyba staną się moją małą słabością, ale o tym już innym razem…

ps. Dear God, you DO make me happy. All the time.

3 komentarze:

Stadzik pisze...

Anetka pozwoliła mi zostawić ślad w postaci komentarza, wiec oprzec się nie mogę.
Głos Anetko, na pewno do któregos z pudełek schowałaś i pewna jestem, ze będzie spokojnie do nas dolatywał. Zawsze na Pięciolinii będzie wiadomo, kiedy Anetka cos opowiada :P Jest jednak dobra strona medalu, bo bedac Twoja wierna fanka od lat już.. hmm... o matko! 9!!!! chętnie wyłapywać będę miękkie nutki..
Planety zmieniać trzeba, bo każda niesie nowe szaleństwo.. jeśli tylko sobie na to pozwolimy. Mokotów przyniósł tyleż wrażen, to Wyscigi nie przyniosa? Zwłaszcza w towarzystwie tak przemiłych sąsiadów :D

Aneta Majewska SHOW pisze...

9 lat?! ooo...
Przyniosą i już niosą niewątpliwie. Gracias Bella!

Ulica Czarodziejów pisze...

Anetka Nie pozwoliła zostawic mi śladu w postaci komentarza, więc..oprzec sie nie mogę:))
Doprawdy, odśpiewaliśmy już pierwsze nuty po wtachaniu połowy połowy Twego dobytku.. raduje się we mnie to i owo na myśl, że możemy w śpiewie nie ustawac - przez miedzę słyszalnośc doskonała w kazdą pogodę!!Ależ fantastycznie to pomyślane, gratuluję Majesiu tak..inspirującego rozwoju wypadków życiowych:)