niedziela, 14 października 2007

Leżenie w łóżku sprzyja rozwojowi intelektualnemu



W czwartek (dziś niedziela), kiedy wróciłam z pracy niemal na czworaka (pracuję z dziećmi więc wiadomo)-legałam w łóżku jak nieżywa. Czwartki wieczór z racji tej, że w moim rozumowaniu tygodniowym, są już dla mnie piątkami wieczór, zawsze spędzam nader aktywnie (ho ho!), a tu... nie ma rady, trzeba wypić jakieś paracetamole, witaminki i spać... Po przebudzeniu, mimo iż wstawać nadal mi się nie udawło, postanowaiłam nadrobić zaległości w oglądaniu ulubionych dokumentów Marcela Łozińskiego, którą to serię ostanio nabyłam. Błogość! Zakochana i odurzona zmyslem genialnego dokumentalisty i wciąż zadając sobie pytanie: jak jemu udaje się robić te filmy tak, jakby ludzie nie zauważali wcale obecności kamery?! Zaczęłam szukać informacji o obecnych jego działaniach arystycznych bądź (jak slusznie przypuszczałam) dydaktycznych, natrafiłam na informacje o jego synach, z których jeden jest także reżyserem, drugi- pisarzem, a trzeci ma dopiero 18 lat, ale sądzac po filmie "Wszystko może się przytrafić", w którym właśnie Tomek Łoziński był głownym bohaterem- widać, że nieprzeciętność to jakaś cecha szczególna mężczyzn o tym nazwisku.

Piątek.
Telefon.
"No nic, chora jestem, leżę. Marti, proszę skocz do Empiku i kup mi taką książkę Mikołaja Łozińskiego, pt.Reisefieber. Dzięki."

Przyssało! Dosłownie! Książka, którą postanowiłam przeczytać tylko i wyłącznie ze wzgledu na powinowactwo rodzinne do pewnego reżysera, okazała się takim odkryciem, że teraz we wszystkich opisać profilowych, blimpowych etc. mam jej tytuł i autora, bo może ktoś też się skusi i nie pożałuje.


Dlaczego? Pierwszy raz czytałam książkę, która w tak zaskakująco nowatorskiej konwencji narracji obanażała bałagan myślowy człowieka, gdzie emocjonalność miesza się ze wspomnieniami, marzeniami, planami, lękami i czujnością, by coś na ulicy nas nie przejechało, albo nie przegapić stacji metra i to jeszce podane tak, że nie ma szans się w tym zagubić. Ale nie to jest treścią tego dzieła dwudziestopięcioletniego (sic!) autora, bynajmniej. Nie będę się silić na opis, bo wiem, że niepotrzebnie wszystko udami się jedynie spłycić, a tego bym wyjątkowo nie chciała. Bardzo ważna ksiązka.


Polecam.

Brak komentarzy: