poniedziałek, 6 lipca 2009

Niedziela



Szczerze, to od kiedy nie chodzę do pracy, trudno jest mi się zorientować jaki dzień tygodnia jest danego dnia. Ale rano miałam egzamin, więc musiałam zapamiętać. Ta "Sunday" nie popisała się aurą i tym "sun"...Wcale! Kolejna zlewa warszawska zepsuła koncert plenerowy w Królikarni drogich jazzująch. Nigdy nie stałam na żadnym koncercie z zapadniętymi obcasami w błoto-trwie, przytulona jak tylko do kija parasola, który starał się uchronić mnie od wodospadu(!) wody z nieba. Nie byłam jedyną, której determinacja usłyszenia zmusiła do takich poświęceń, którym daleko, oj daleko w tym momencie było do odczuwania przyjemności, z czym normalnie tak dobry koncert się kojarzy. Eh...
Na szczęście już po drugim utworze całość imprezy została przeniesiona do budynku i już było dobrze. A capella ale dobrze :)



















1 komentarz:

Stadzik pisze...

Oczywiście dodać muszę, że zmokłam ;) ot, nowość... :)