poniedziałek, 19 maja 2008

Another miracle.


No i jak tu o tym nie napisać?
(chyba wpadłam w jakiś cug ;)

Ostatnio z okazji niedzielnego obiadu, puściłam biesiadnikom mym, płytę King of Convenience, której sama długi czas już nie słuchałam. Klasyk.

Maziol wziął się rozmarzył przy tym, a i mi się udzieliło. No i szperając coś niecoś o tych dwóch panach tworzących Harmoniczny Ewenement Akustyczny Veną Eksplodujący Namiętnie- skrócie HEAVEN- natrafiłam jakimś zwykłym, zwyczajnym przypadkiem (czyt. przeznaczeniem) na myspace pana Jamie’go Lidell’a. Nie mając pojęcia kogo sobie słucham, planowałam listę telefonów, jaką jeszcze dziś muszę wykonać do ważnych osobistości, a tu nagle……..

“Another day, another way for me to
Open Up to you!”


Jejejeeeej! Przecież to ta przeurocza piosenka, której nigdy nie udało mi się namierzyć z imienia i nazwiska autora! No i wtedy raz gdzieś zasłyszana rozbudziła znów serduszko pełne soulu, przypomniało Marvin’ie Gaye’u i o takich tam słabościach.

Także drodzy Przechodnie bloga mego, jeśli tak jak ja, chcieliście wiedzieć kto tą radosną pieśń śpiewa, jeśli chcieliście mieć możliwość puszczenia jej sobie o poranku, kiedy oczy jeszcze bolą od wczorajszej pracy- sil vous plait!


Płyta czeka pod tytułem "JIM".


Się doczeka, doczeka... :)



(Teraz to już mam tydzień z głowy z top listą nucenia spacerowego ;)

1 komentarz:

Magdalena pisze...

No jak mnie ten Pan pięknie uczy dystansu! Ludzie bierzcie przykład z Anetki i dzielcie się muzyką, bo to kwintesencja radości!!!! aaaaaaach!!!