niedziela, 17 sierpnia 2008

Happy day.

Co za dzień. Zamiast pracować jak na pracusia przystało, spędziłam prawie cały dzień w jakimś niezwykłym rezerwacie Bowland Wild Boar Park , gdzie pierwszy raz w życiu widziałam na żywo surykatki i proszę mi wierzyć: mordką w twarz (od twarzą w twarz), wyglądają jeszcze komiczniej niż na zdjęciach. To ich warowanie niczym w dziczy…. Masiakra!














No i kangury widziałam! Deszczowa Anglia, północno- wschodni jej skrawek, a tu kangury!
(kochana Siostro, nie trzeba jechać do Australii żeby cieszyć się widokiem tych zwierząt. Naprawdę…)







Osły, lamy, małe owieczki, żółte cipciaczki… Czuję się jak kilkulatek :)

No bo tyle radości- gdzie ja to pomieszczę?!



Tyle naraz świata ze wszystkich stron świata:
moreny, mureny i morza i zorze
i ogień i ogon i orzeł i orzech -jak ja to ustawię,
gdzie ja to położę?

Te chaszcze i paszcze i leszcze i deszcze,bodziszki, modliszki -
gdzie ja to pomieszczę?

Motyle, goryle, beryle i trele -
dziękuje, to chyba o wiele za wiele.
Do dzbanka jakiego ten łopian i łopot
i łubin i popłoch i przepych i kłopot?

Gdzie zabrać kolibra, gdzie ukryć to srebro,
co zrobić na serio z tym żubrem i zebrą?
Już taki dwutlenek rzecz ważna i droga,
a tu ośmiornica i jeszcze stonoga!

Domyślam się ceny,
choć cena z gwiazd zdarta - dziękuję,
doprawdy nie czuję się warta.

(Wisia Szymborska)

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

po kangury to moze nie, ale juz pos lonce to chyba tak.
z deszczowej polnony pozdrawia siostra

Anonimowy pisze...

a, taki masz dzisiaj produktywny dzien w tym blogu. czyzby padalo i siedzisz na poddaszu?

Aneta Majewska SHOW pisze...

No może i nie największe dziś tutaj słońce za oknem, ale za to ile w sobie tego mam...
Niech to nigdy nie gaśnie nieważne na którym kontynencie, nie Siostra?