piątek, 12 września 2008

Sny.


Dom rodzinny.
Przyjechałam tutaj wczoraj w nocy. Wszystko za każdym razem wydaje się mniejsze. Kozacki róg, jakiś taki niższy, a zawsze bałam się spoglądać w dół, jak po nim przechodziłam. Sklepy też jakby maja mniejsze witryny niż kiedyś, a bloki mieszkalne to już w ogóle jakieś krasnale. To wszystko przez tę Warszawę.

Wchodzę do domu. Na szczęście Mama ta sama. Piękna.

Rano miała do pracy, ale i tak do bardzo późna słuchała moich niekończących się opowieści koncertowych i oglądała filmy z podróży. Śmiałyśmy się tak głośno, ze dobrze, że sąsiad nie przyszedł uświadomić nam konieczności respektowania ciszy nocnej. Uwielbiam takie wieczory...

A śniło mi się Whitewell.
Że znowu mieszkałam w tym swoim pokoiku na poddaszu o wymiarach sporej szafy, i że odwiedza mnie tam bardzo dużo ludzi. Między innymi mój bardzo dawny chłopak, obecnie mąż innej Anety. Moja przyjaciółka Annali ze Szwecji, która uwielbiała ze mną śpiewać polskie piosenki reggae (Szwedzi maja niezwykłą łatwość opanowywania naszego języka)
I Adam. Najnowsza znajomość tego lata. Fotograf z Chicago, a raczej anioł z Chicago. Charlie, mój bohater. I wiele innych….

A rano telefon od przyjaciela o szczęśliwym biegu trudnych spraw. I opowieść o śnie tej nocy na moim warszawskim łóżku:

„I fruwałam! Aneta fruwałam całą noc, a chmury były z waty cukrowej i mogłam ją jeść!”

Dziękujemy z całego serducha wszystkim zaangażowanym w scenariusz, reżyserię i produkcję dzisiejszych snów. Radość.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

"To wszystko przez tą Warszawę."
Zmień ą na ę.
Następnie skasuj mój komentarz.

Aneta Majewska SHOW pisze...

Ależ dlaczego mam kasować? TO bardzo miłe, kiedy ktoś jakoś pomaga...Dziękuję cichy edytorze ;)