poniedziałek, 17 listopada 2008

Chorego odwiedzać...

Jest wiele rzeczy w życiu, które sprawiają mi radość. Taniec, śpiew, pływanie, dobre jedzenie i słodycz wina są jakoś oczywistymi. Ale zastanawia mnie to, dlaczego akt pisania sprawia mi zawsze taką właśnie radość i ulgę dla piętrzących się uczuć i myśli. No nic to, nie będzie to żaden wywód filozoficzny, takie tylko wprowadzenie quasi- usprawiedliwiające moje dalsze grafomaństwo.

Borykając się z problemem choróbska natarczywego, postępującego i obezwładniającego moje delikatne (ekh!)ciałko, prowokowana brakiem specyficznych medykamentów z innych kultur (hajo, hajo…), a także brakiem skuteczności medycyny konwencjonalnej (o zgrozo!), postanowiłam uciec się do babcinego sposobu kulinarnego ponoć dającego sił w każdej słabości fizycznej. ROSÓŁ. Z kury. Ja lubię z ryżem, więc Z RYŻEM.

Adelajda- Kornelia, po to by ulżyć swym uszom i nie słuchać już narzekań (zwanych przez nią kobiecym sentymentalizmem), zaoferowała się że zrobi mi zakupy, bo nawet chleba nie miałam, a przez ostatnie trzy dni zjadłam dokładnie paczkę kabanosów krakowskich, serek camembert i pół ogórka świeżego- więcej mi się nie chciało, a że nie było, to dobrze nam było w tej sytuacji. No ale rosół musi być z czegoś. Najlepiej z kuraka i tzw. włoszczyzny.

Ada wyszła do pobliskiego sklepu zaopatrzona w moja kartę płatniczą, listę zakupów i ekologiczne torby na zakupy. Zielone- bardziej ekologicznie.Pin zapisany na karteczce. Za 20 min- wraca. Zakupów nie ma. Siatek też. Mina niezidentyfikowana. „Okradli?!- pomyślałam- z kurczaka i włoszczyzny?!” Nie…

-Kotku, a jaki ty masz pin, bo ten nie działa…

-Cholera…no nie wiem już…czekaj, muszę mieć klawiaturę, to sobie przypomnę…


Nowy, ”lepszy” pin zapisany na nowej karteczce, Ada pobiegła z powrotem do sklepu, odblokować kasę i zapłacić za zakupy.

Wraca za 10 minut. Nie ma zakupów, nie ma siatek…
Ups, już wiedzialam: znów niewłaściwy pin…

-Przepraszam!!
-No nic to, ale jak trzeci raz wklepie coś złego zablokuje ci kartę…


Można mi teraz wszystkie palce obciąć- nie pamiętam! 5 lat korzystam z tego numeru i NIGDY go nie zapomniałam…aż do dziś.

Na szczęście w portfelu znalazła się pewna alternatywa i Ada, oj moja słodka, nigdy się złym myślom o ludziach w gorączce nie poddająca- pobiegła po raz trzeci do pobliskiego sklepiku, gdzie ponoć pani ekspedientka odetchnęła z ulgą większą niż mój bohaterski zakupowicz- maratończyk (najukochańszy!).

Uff. Ja też poczułam ulgę wyrzucając to z siebie w cyberprzestrzeń. A nawet czuję pewnego rodzaju..radość. Naprawdę nie wiem skąd…



PS. Rosół nie wyszedł. Po raz pierwszy. Ups…

1 komentarz:

Ulica Czarodziejów pisze...

Twa radosna twórczośc, to Ekspedycja Maleńka, jedyna na jaką możesz sobie w tym zafąflanym czasie pozwolic, więc nie dziw, że tyle radości:p

"Genialna zdolność kobiety - zapominać - jest czymś innym niż talent damy - nie przypominać sobie"

:))