wtorek, 25 listopada 2008

Najzabawniejszy film roku, czyli o tym jak koronkowe rajstopy mogą przyprawić o kolkę podżebrową.



Widziałam dzisiaj niezwykły film.

Jeszcze przedpremierowy pokaz, więc tym bardziej czuję się zobowiązana go zapowiedzieć, przede wszystkim zarekomendować.

Podobał mi się niezwykle i zobaczę go jeszcze raz z całą pewnością. Dla mnie jest to Dzieło Sztuki, ale nie napompowane pięknymi zdjęciami, wzniosłą muzyką (choć tym ,nie mam nic do zarzucenia), ale pod pozorem lekkiej komedii niesiony bagaż wielkiej mądrości, jaka chyba tylko aniołom dana…

Zdaję sobie sprawę i myślałam o tym podczas całej projekcji, że nie każdy może takie wariactwo obdarzyć ciepłym uczuciem. Po prostu ogromna dawka dobra, rozumiana jako przymiot serca, umysłu, duszy, czy jak to kto zwie- dla niektórych nie mieści się w granicach rozumienia tego trudnego świata. Ale jak to powiedział pewien pan w dyskusji po projekcyjnej- jest to zdecydowanie film adresowany do widza inteligentnego, któremu nie trzeba mówić ani tego, co jest dobre, ani gdzie trzeba się śmiać.

Ale może od początku.

FILM Mike’a Leigh’a ( scenariusz i reżyseria) pt. „HAPPY-GO-LUCKY, czyli CO NAS USZCZĘŚLIWIA”, z genialną kreacją aktorską Sally Hawkins.



Bohaterką tego filmu jest Poppy.

30- letnia nauczycielka w szkole podstawowej w Anglii.
Jest niezrozumiale optymistyczną, na pozór prostą, energiczną, ekspansywną osobą, która od pijanego szaleństwa na parkiecie w pierwszej scenie, serii gaf i niekonwencjonalnych zachowań wytrącających z tzw. równowagi zwykłych gburaków, swobodnie przechodzi w pełnego wyrozumiałości człowieka o wyjątkowo kochającym podejściu do każdego , nawet tego, którego na zdrowy rozum ,nie da się kochać, a wręcz trzeba od niego jak najprędzej uciekać. Przy jednoczesnym braku wszelkiej tkliwości i nadęcia, co istotne.

Jestem przekonana, że gdyby się nie upiła na początku filmu, to trzeba by się zastanawiać, czy nie jest to pewnego rodzaju obraz- metafora świętości na dużym ekranie? Bo przecież w tej prostocie Bóg rozkochany w tym „…co głupie i słabe w oczach świata…” Chociaż kto powiedział, że święci nie mogą się bawić? :)

Jestem zaskoczona, że po komedii, która RZECZYWIŚCIE mnie rozbawiła, wyszłam z refleksją dużego kalibru, pt.”Mam jeszcze wiele do pracy nad sobą”: nad tym jak uczyć , jak podchodzić do tych co są odrzuceni, ale spokojnie do statusu anioła to raczej nie pretenduję :)

Choć jak ją zobaczyłam szalejącą z dzieciakami, to zrobiło mi się cieplej i „u siebie”. Kolorowe torby i moc biżuterii są atrybutami zupełnie przypadkowymi. I te lekcje jazdy samochodem. I słabość do trampoliny też. Zapewniam!

Wspaniała, dająca poczucie płynności reżyseria, doskonała konstrukcja bohaterów tak przejrzyście ze sobą kontrastujących i wspierających się na sobie i dialogi, spojrzenia- ta GRA!

Polecam ten film bez mrugnięcia okiem.
Premiera już 28 listopada.

2 komentarze:

M pisze...

O prosze, moge sie przynajmniej dolozyc choc raz do tych zachwytow :) Konstruktywnie, bo nie wspomnialac o technice rezyserskiej Mike'a Leigh. Otoz ten rezyser nie pisze scenariusza, tylko wymysla sobie lekko historyjke i wybiera aktorow, ktorzy mu sie podobaja (czesto Ci sami przez lata, w kolejnych filmach) i zaczyna nad nimi prace, wspolnie wymyslaja co ta postac robi, jej przeszlosc, zawod itp Dopiero gdy wszystko jest wymyslone, postaci sie spotykaja i dalej rozwijaja, bo przeciez poznaja innych. I po miesiacach takiej improwizacji, powstaje scenariusz, ktory w koncu jest sfilmowany.
Oczywiscie polecam pozostale filmy Leigh, a szczegolnie High Hopes, Secrets & Lies i Naked.

Aneta Majewska SHOW pisze...

To ja je bardzo chętnie zobacze! Może zatem zejdę na dół i zaglądnę do skrzynki, czy nie ma tam żadnej zza morza przesylki ? ;)