poniedziałek, 19 listopada 2007

Kolekcjoner pięknych wrażeń.

Dopóki nie spędzam wieczorów na dzierganiu czapeczek, gotowaniu zup i pieczeniu szarlotek- biegam wieczorami na różne ukulturalniacze.
Założyłam sobie, że będąc babcią (babcia Aneta :), chciałabym móc opowiadać o takich wieczorach swoim wnuczętom. A że przypuszczalnie wiele zapomnę do tego czasu- kolekcjonuję co niektóre na papierze, bądź jak tutaj- elektronicznie. Viola!

Ostatni tydzień obfitował w spotkanie z Agnieszka Glińską (reżyser filmowy, teatralny, aktorka) nad książkami rosyjskimi, potem spektakl „Czerwony Kapturek” w teatrze Guliwer, przedstawiony w konwencji opery oraz otwarcie nowego oddziału Czułego Barbarzyńcy na Pradze.

Długo się powstrzymywałam, aby o nich nie pisać. Bo dzielę z nimi kilka krótkich chwil z historii mojego życia, a to przyprawia o sentymentalizm i brak obiektywizmu. Ale to w końcu mój blog :)
Ostatni czwartkowy koncert, jaki dali w warszawskim Bambini di Praga-przelał szalę na tę stronę, kiedy muszę już dać temu wyraz.

Me Myself and I.
Zespól składający się z trzech niesamowitych artystów, którzy tak bardzo różnią się od siebie osobowościowo, muzycznie, a jednocześnie tak pięknie się komponują w całość, że przypuszczalnie to jest powodem tak zadziwiającego sukcesu nowatorskiej formy muzycznej jaką uprawiają.
Powstali ponoć wiosną zeszłego roku. Nie mają płyty, dużo koncertują i ciągle gdzieś się o nich mówi. Prawie nie używają liryki w swoich utworach, nie ma w nich prawie żadnych instrumentów muzycznych, oprócz ich własnych drogocennych głosów, a piosenki po koncercie wszyscy śpiewają. Z Majewską na czele.
Ostatnio nagrali utwór do szeroko rozreklamowanej polskiej gry komputerowej i proszę Państwa…tu mnie zamurowało. Utwór ten zadebiutował na czwartkowym koncercie i Aneta nie mogła się otrząsnąć. Już nie wiedziałam skąd pochodzi który głos, pięknie zbalansowana fala dźwięku, która wrastającym napięciem przypominała momentami wzniosłość utworów muzyki klasycznej. Brawa. Duże brawa.

Są to ludzie, którzy nie tylko, że dzielą się samą muzyką na koncertach, ale także opowieściami o swoich inspiracjach, doświadczeniach, sobą. To jakby wykraja ich z peletonu zamurowanych „autystów”. Proszę się kiedyś wybrać na ich warsztaty wokalne, a owoce będą słodkie :)


To dopiero będzie co opowiadać na piekną starość.
Take dum dum dum!

1 komentarz:

Stadzik pisze...

Cóż ja moge dodac... naprawde kochani czytelnicy warto sie wybrac na ich warsztaty. W miare czysty dzwiek moga z siebie wydobyc nawet takie skrzeczace istoty jak ja. Jakie to magiczne sztuczki stosuja Magda i Majeran(ek) z pomoca Zgasa - nie wiem :) I moze niech nie zdradzaja :)